Z Michelem Moranem spotkałam się by porozmawiać o jego nowo wydanej książce. Rozmowa - jak to często bywa - wypłynęła na szersze wody. Michel powiedział mi, że jego historia jest dowodem na to, że można osiągnąć sukces, nawet jeśli nic nie wskazuje, że tak się może stać.
Trzeba pamiętać, że tak lubiany dziś przez telewidzów Chef, miał w swoim życiu parę zdarzeń, które najchętniej wymazał by z pamięci. Ale wybrał inną drogę. Otwarcie i szczerze przyznał się do swoich słabości, popełnionych błędów i decyzji, których dziś bardzo żałuje. Niczego nie zamiótł pod dywan. Swojej marki nie zbudował na sile mediów ale autentyczności i prawdzie.
Poniżej zapis tego wywiadu.
To co jest ważne to to, że trzeba odnaleźć swoją pasję i podążać za nią z miłością. W końcu w życiu obojętnie kim się rodzimy, z jakiego miejsca startujemy, jeśli znajdziemy swoją drogę, to spotkamy również właściwych ludzi, znajdziemy się we właściwych miejscach i sytuacjach, które otworzą nam wiele możliwości i szans rozwoju.
Mój przykład nie jest jedyny. Andrea Moran, mój syn, przeszedł podobną drogę. Nie lubił się uczyć - pamiętam jak co tydzień byłem wzywamy do szkoły - ale odkrył swoją pasję i dziś w wieku 25 lat robi to co kocha i jest mega szczęśliwy.
Jak Pan odnalazł swoją pasję?
To było jak piorun. Kiedy byłem w przedostatniej klasie gimnazjum, i jeszcze kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić, pewnego dnia przyszli na lekcję uczniowie ze szkoły gastronomicznej. Zaczęli opowiadać o pracy w restauracji. Patrzyłem, słuchałem i nagle - błysk, olśnienie! Potem już wiedziałem, że tego właśnie chcę i nie będę chciał robić niczego innego.
Nigdy nie żałował Pan swojej decyzji?
Męczę się czasami …
Mógł Pan zostać prawnikiem.
Tak, pisałem o tym w książce. Mówiono mi, że jestem inteligentny, błyskotliwy… Ale nie, nie żałuję. Z bycia restauratorem czerpię wiele radości. To zawód, który rozwija i poszerza horyzonty; mówię czterema językami, poznałem wiele gwiazd i osobistości, polityków, podróżuję. Prawdziwa szkoła życia.
Co Pan najbardziej lubi w swojej pracy?
Kontakt z ludźmi! Lubię poznawać nowych ludzi i cieszę się, gdy gościom smakuje to co serwujemy w mojej restauracji. Jak każdy twórca – tak muszę to przyznać - łaknę również pochwał i komplementów. To daje mi radość i sprawia, że czuję sens w tym co robię. Niektóre sytuacje wzruszają mnie do łez.
Na przykład?
Wczoraj odwiedziła nas młoda para, ludzie dość skromni, którzy przyszli do restauracji by świętować rocznicę ślubu. Mogli wybrać każde inne miejsce. A oni postanowili przyjść do mnie. To naprawdę miłe i cieszy mnie to gdy ktoś wybiera Bistro de Paris na takie rodzinne uroczystości.
Inny przykład. Wchodzi rodzina z niepełnosprawnym chłopcem. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się tak, że naprawdę wiedziałem, że poczuł się szczęśliwy. Dla niego byłem Chefem, którego oglądał w telewizji a teraz zobaczył mnie naprawdę. To dla niego duże przeżycie, a mnie dało ogromną radość.
Czuje się Pan gwiazdą?
Czuję, że zrobiłem coś fajnego. Przez te wszystkie lata pobytu w Polsce starałem się być najlepszym kucharzem i restauratorem jakim mogłem być. Byłem również wymagający, zdarzało mi się krzyknąć nie raz. Ale też ciągle uczyłem się, zwłaszcza obserwując i słuchając klientów. Dziś także ich słucham i szanuję ich zdanie. Codziennie jestem w restauracji, bo praca tam nadal jest moją pasją. Jestem dostępny, można się ze mną umówić i porozmawiać. To się nie zmieniło mimo zdobycia popularności.
Co zawdzięcza Pan swojej żonie Halinie?
Zacznę od tego, że wiem, jaki byłem, jak się zachowywałem, jakie marzenia miałem 19 lat temu, i jak to się zmieniło od momentu kiedy jesteśmy razem. Halina dała mi to co jest gwarantem każdego sukcesu: równowagę. Jestem pewien, że bez równowagi w życiu osobistym trudno o sukces w życiu zawodowym.
Czy czegoś Pan w życiu żałuje?
O, z pewnością. Ale, jak kiedyś powiedział mi pewien sędziwy szef kuchni, w życiu nie warto niczego żałować. To nic nie daje. Warto za to przenalizować co się zrobiło źle, wyciągnąć wnioski i starać się nie popełniać tych samych błędów. Z samego żałowania nic dobrego nie wynika. Refleksja zaś i zrozumienie co się stało pozwala nam iść do przodu mimo tego, że konsekwencje popełnionych błędów są dotkliwe i bolesne. Ale prawdą jest też to, że gdyby nie wydarzenia z przeszłości (nie wszystkie pozytywne) dziś nie było by mnie być może tutaj i nie rozmawiał bym z panią o mojej książce.
Czy jest jakieś polskie danie, którego Pan nie przyrządzał?
Prawie wszystkie!
Przeczytałam w Pana książce, że bigos pan umie ugotować.
Kucharz może ugotować wszystko, bo kucharz to nie jest ktoś kto tylko zna recepturę. Prawdziwy kucharz przy odrobinie miłości, nastawienia i talentu potrafi przyrządzić każde danie. Pytanie jest więc nie o to czy umie – bo umie na pewno, ale o to czy to danie odpowiednio smakuje. Powinniśmy wiedzieć jaki kolor powinna mieć ta kapusta w bigosie, jak bardzo ma być kwaśna itp. Jestem przekonany, że pani Zosia z polskiego miasteczka ugotuje lepszy bigos niż ja, bo ona zna jego prawdziwy smak, ma go zakodowanego w pamięci, w tradycji, czego mnie brakuje. Podam inny przykład. W restauracji podaję cocido (przepis jest w książce), danie które pochodzi z regionów gdzie wychowała się moja mama. I zawsze kiedy je przyrządzam, moja żona mówi, dobre, dobre, ale to nie to co robiła Twoja mama… Tak to właśnie jest z tymi smakami, że najlepsze dania jakie możemy zrobić to te, które znamy z miejsca z którego pochodzimy.
Pamięta Pan jakieś polskie danie, które szczególnie Panu zapadło w pamięć?
Dania które pamiętamy zwykle są związane ze wspomnieniami. W moim przypadku to był żurek w chlebie. Zupełnie niezwykłe danie ale głównie chodziło o to, że jadłem je jak przyjechałem do Polski, mam z tym związane miłe wspomnienia. Pamiętam też, kiedy na początku pobytu w Polsce żona gotowała pierogi, ach to ciasto… no i to, że ona je przyrządzała to było w nich najlepsze!
Co by Pan poradził osobom, które mówią, że nie potrafią gotować?
Wszyscy potrafimy gotować!
Naprawdę?
Tak. Trzeba tylko dużo jeść! W gotowaniu liczy się smak. Aby go zbudować trzeba dużo próbować. Gotowanie to nic innego jak łączenie składników i sprawdzanie czy danie dobrze smakuje.
A dobry smak to jaki?
Zależy od kraju, regionu. We Francji smaki są zrównoważone, delikatne, imbir czy bazylia są ledwo wyczuwalnym dodatkiem. One mają się ładnie komponować ale nie dominować. W Polsce za to lubimy wyraźne smaki – np. bigos powinien być kwaśny, ślimaki z czosnkiem u mnie w restauracji mają więcej czosnku niż te, które można zjeść we Francji.
Czuje się Pan Polakiem?
Jednak rzecz jest pewna: nie czuję się obcokrajowcem. Nie oglądam francuskiej telewizji i nie czytam gazet francuskich, za to mam sporo polskich przyjaciół, mówię „o nas” mówiąc o Polakach.
A je pan w Polsce croissanty?
Zdarza mi się. Są w Warszawie takie miejsca, gdzie można kupić całkiem niezłe. Ale we Francji jem ich więcej. Smakują inaczej. Ale to naturalne. W Polsce masło i mąka jest inna, ciasto inaczej wyrasta, inaczej smakuje. Ale nikogo to nie dziwi. We Francji nikt raczej nie będzie produkował oscypka, chociaż teoretycznie mamy takie możliwości i dostęp do receptury. Ale wiadomo, że to nie będzie to samo.
Jakie są Pana marzenia?
Nie chcę niczego więcej ponad to co mam. Kochającą rodzinę, pasję, pracę którą lubię i która sprawia, że czuję się szczęśliwy.